niedziela, 19 sierpnia 2012

Wymarzone wakacje ! ! !

17 maja 2012r. - niedziela
          Nadszedł ten dzień. Dzień wyjazdu. Pobudka 01:30;  kanapeczka, kawka, ubieram dziecko - cała trójka w samochód i ... Kierunek: Warszawa - Lotnisko Okęcie.
          Po odprawie, Zuzi zachciało się pić. W Kawiarni - empik cafe, wypiliśmy chyba najdroższą herbatę w swoim życiu: 0,5l - 18,00zł - masakra!!! Ale czego nie robi się dla dziecka.
A dziecko, mimo ostrzeżeń rodziców - biegło po taśmie pod prąd i... w getrach dziura, kolano starte - no i widoczna kropelka krwi, więc tu pomoże jedynie plasterek z Hello Kitty - hahaha.
          Na pokład samolotu - ku zdziwieniu wszystkich - weszliśmy o czasie. Zgodnie z planem również wylecieliśmy. Mimo naszych obaw, Zuzia zniosła lot rewelacyjnie. A jak ktoś ją zapyta co jej się podobało najbardziej podczas lotu samolotem, to odpowiedź brzmi zawsze tak samo: ziuuuuuuuu (w wolnym tłumaczeniu: rozpęd i wzbicie się w powietrze). Wszystkie dzieciaki w samolocie - a było ich delikatnie mówiąc „sporo” - śmiały się i piszczały przez tą krótką chwilę. Trudno było stwierdzić czy Zuzia (i inne dzieciaki) tak bardzo się cieszyła -  bo jej się podobało lub że leci samolotem - czy było to odreagowanie strachu i paniki.
Ujęła nas, kiedy powiedziała, że właśnie spełniają się jej marzenia: że leci samolotem i to na wyspę grecką i że będzie jak Sophie'a. Aż łza zakręciła się w oku. W takich chwilach jestem wdzięczna, że możemy spełniać marzenia naszego dziecka i po części również swoje.

          W Heraklion wylądowaliśmy planowo. Lotnisko - zgodnie uznaliśmy z mężem - w gorszym stanie, niż to z przed 8 lat na Rodos. W tej kwestii nic się w Grecji nie zmieniło. Po ponad godzinie autokar dowiózł nas do hotelu Miramare w Ajos Nikolaos na północno-wschodnim wybrzeżu Krety. W recepcji nas zarejestrowali, opaski na nadgarstkach zapieli i życzyli miłego pobytu.
          Nasz pobyt był związany z regularnymi posiłkami:
07:30 - 09:30  śniadanie
13:00 - 14:30  lunch
19:00 - 21:30  kolacja
W tzw. między czasie lody, kawa. ciasto, drinki, itd... a po tygodniu mąż zarzucił mi, że źle mu podkoszulki i spodenki wyprałam, bo jakieś, takie szczuplejsze są - mądrala. Ja też - niestety - po 15 dniach regularnych posiłków, po powrocie mogłam się wcisnąć tylko w kilka rzeczy - które miały opcje: rozciąganie.
          No cóż. Przyjechaliśmy odpocząć i nie martwić się czy jak rano wstaniemy to będzie słońce, czy cały dzień będzie padało.  Widok z balkonu naszego pokoju, restauracji hotelowej czy tarasu w kawiarni - zapierał dech w piersiach. Jeśli były jakieś niedogodności w hotelu - typu łazienka - widok rekompensował wszytko.






          Zuzi spało się tak dobrze, że ledwo co można ją było ściągnąć z łóżka na śniadanie. Pidżamka, którą jej kupiłam na imieninki - z kotkiem - tak jej się spodobała, że nie było mowy o innej opcji, jeśli chodzi o spanie. A do tego na terenie hotelu była rodzina kotków z małymi na czele. Więc zgodnie ,córka otrzymała od nas przydomek: Kociakowa.

  










          Po trzech dniach, mąż w kawiarence internetowej w mieście - pracuje, a my: leżakowanie nad basenem. W pewnej chwili dziecko - bardzo zdziwione - mówi do mnie: "Wiesz mamusiu! To dziwne. Jesteśmy na Krecie tyle dni, a jeszcze nam nie padało ?!".