niedziela, 19 sierpnia 2012

Dlaczego właśnie "wyspy greckie"?

          Wszystko zaczęło się jesienią zeszłego roku. Zuzia zaczęła często chorować i siedziałyśmy w domu robiąc „różne różności”. Na telefonie komórkowym ustawiłam dzwonek z melodią piosenki „Mamma Mija” – przeboju lat 80-tych i 90-tych zespołu ABBA – dzwonek ustawiony na męża. Zuzi bardzo się podobał, a poza tym wiedziała, że jak jest ta melodia to znaczy, że dzwoni tata i że może odebrać. Całkiem niewinnie wspomniałam, że mamy w domu fajny film o tym samym tytule, z tą i innymi piosenkami wspomnianego zespołu. I tak to się zaczęło….. Film był oglądany codziennie – znała go na pamięć.
          Do tej pory marzeniami Zuzi były: lot samolotem i wyjazd do Paryża aby zobaczyć Wieżę Eiffla.    A od tego jesiennego dnia na pierwszym miejscu, został postawiony wyjazd na „wyspy greckie” – bo ona chce być tak jak Sophie’a.
          Tak córeczka wierciła dziurę w brzuchu tatusiowi (plus moje dwa argumenty: 1. wakacje z ostatnich pięciu lat – cztery lata w deszczu i 2. niewielki, dodatkowy nakład finansowy w porównaniu do kosztu urlopu nad polskim morzem), że mimo, iż mąż nie przepada za tymi klimatami – na ten rok zgodził się na….  Kretę. Czego się nie robi dla kochanej córeczki.
I tak – decyzja zapadła.
           02 maja 2012r. zostały zabookowane ostatnie miejsca w pokoju z widokiem na morze (bo innej opcji nie było), w biurze podróży, które – na całe szczęście – do dnia dzisiejszego funkcjonuje. I oby tak dalej.
           A więc już niedługo – upragniony urlop bez deszczu…..

Wymarzone wakacje ! ! !

17 maja 2012r. - niedziela
          Nadszedł ten dzień. Dzień wyjazdu. Pobudka 01:30;  kanapeczka, kawka, ubieram dziecko - cała trójka w samochód i ... Kierunek: Warszawa - Lotnisko Okęcie.
          Po odprawie, Zuzi zachciało się pić. W Kawiarni - empik cafe, wypiliśmy chyba najdroższą herbatę w swoim życiu: 0,5l - 18,00zł - masakra!!! Ale czego nie robi się dla dziecka.
A dziecko, mimo ostrzeżeń rodziców - biegło po taśmie pod prąd i... w getrach dziura, kolano starte - no i widoczna kropelka krwi, więc tu pomoże jedynie plasterek z Hello Kitty - hahaha.
          Na pokład samolotu - ku zdziwieniu wszystkich - weszliśmy o czasie. Zgodnie z planem również wylecieliśmy. Mimo naszych obaw, Zuzia zniosła lot rewelacyjnie. A jak ktoś ją zapyta co jej się podobało najbardziej podczas lotu samolotem, to odpowiedź brzmi zawsze tak samo: ziuuuuuuuu (w wolnym tłumaczeniu: rozpęd i wzbicie się w powietrze). Wszystkie dzieciaki w samolocie - a było ich delikatnie mówiąc „sporo” - śmiały się i piszczały przez tą krótką chwilę. Trudno było stwierdzić czy Zuzia (i inne dzieciaki) tak bardzo się cieszyła -  bo jej się podobało lub że leci samolotem - czy było to odreagowanie strachu i paniki.
Ujęła nas, kiedy powiedziała, że właśnie spełniają się jej marzenia: że leci samolotem i to na wyspę grecką i że będzie jak Sophie'a. Aż łza zakręciła się w oku. W takich chwilach jestem wdzięczna, że możemy spełniać marzenia naszego dziecka i po części również swoje.

          W Heraklion wylądowaliśmy planowo. Lotnisko - zgodnie uznaliśmy z mężem - w gorszym stanie, niż to z przed 8 lat na Rodos. W tej kwestii nic się w Grecji nie zmieniło. Po ponad godzinie autokar dowiózł nas do hotelu Miramare w Ajos Nikolaos na północno-wschodnim wybrzeżu Krety. W recepcji nas zarejestrowali, opaski na nadgarstkach zapieli i życzyli miłego pobytu.
          Nasz pobyt był związany z regularnymi posiłkami:
07:30 - 09:30  śniadanie
13:00 - 14:30  lunch
19:00 - 21:30  kolacja
W tzw. między czasie lody, kawa. ciasto, drinki, itd... a po tygodniu mąż zarzucił mi, że źle mu podkoszulki i spodenki wyprałam, bo jakieś, takie szczuplejsze są - mądrala. Ja też - niestety - po 15 dniach regularnych posiłków, po powrocie mogłam się wcisnąć tylko w kilka rzeczy - które miały opcje: rozciąganie.
          No cóż. Przyjechaliśmy odpocząć i nie martwić się czy jak rano wstaniemy to będzie słońce, czy cały dzień będzie padało.  Widok z balkonu naszego pokoju, restauracji hotelowej czy tarasu w kawiarni - zapierał dech w piersiach. Jeśli były jakieś niedogodności w hotelu - typu łazienka - widok rekompensował wszytko.






          Zuzi spało się tak dobrze, że ledwo co można ją było ściągnąć z łóżka na śniadanie. Pidżamka, którą jej kupiłam na imieninki - z kotkiem - tak jej się spodobała, że nie było mowy o innej opcji, jeśli chodzi o spanie. A do tego na terenie hotelu była rodzina kotków z małymi na czele. Więc zgodnie ,córka otrzymała od nas przydomek: Kociakowa.

  










          Po trzech dniach, mąż w kawiarence internetowej w mieście - pracuje, a my: leżakowanie nad basenem. W pewnej chwili dziecko - bardzo zdziwione - mówi do mnie: "Wiesz mamusiu! To dziwne. Jesteśmy na Krecie tyle dni, a jeszcze nam nie padało ?!".

Santorini - wyspa marzeń

30 maja 2012r. - środa 
          Pojechaliśmy na wycieczkę na - tak przez wszystkich zachwalaną - wyspę Santorini. Pobudka o 04:30 - Zuzia ledwo przytomna ale podekscytowana. Już nie mogła się doczekać widoków błękitnych dachów, które były na pierwszym planie 99% folderów dotyczących wakacji w Grecji. Autokar zbierał wszystkich uczestników wycieczki po drodze, aby dowieść nas do portu w Heraklion, skąd olbrzymim statkiem pasażerskim popłynęliśmy ku Cykladom. Na pokładzie, oczywiście, nie obyło się bez przygód. Zuzia ma chorobę lokomocyjną i w dalszą drogę samochodem dostaje Aviomarin. Dobrze, że mamusia jest przewidująca i na tą wycieczkę również ze sobą zabrała. Okazało się po jakichś 30min, że brzuch boli, łzy lecą i ...  tabletka połknięta, głowa na kolanach mamuni i śpimy. Ja, jakoś przeżyłam bez przygód ale mąż - nie dał rady. No cóż. My i tak wyszliśmy z tego jako tako. Toalety pokładowe dla turystów - raczej średnio.
         Po dwugodzinnym rejsie dopłynęliśmy do celu. Wyspa - w rezultacie - okazała się bajecznym miejscem, choć z początku byliśmy strasznie rozczarowani. No ale cóż - każde miejsce ma plusy i minusy.

A teraz trochę historii i ciekawostek:                         
          Santoryn, gr. Santorini (Σαντορίνη), a w odniesieniu do starożytności: Thira (Θήρα) – to największa, wulkaniczna wyspa archipelagu na Morzu Egejskim tworząca z kilkoma mniejszymi wyspami, należący do Grecji, mały archipelag o tej samej nazwie, wchodzący w skład archipelagu Cyklad. Wyspa położona jest 175 km na południowy wschód od wybrzeża Grecji i 110 km na północ od wybrzeża Krety.
          Istniejąca przed ok. 1600 r. p.n.e. jedna wyspa (o nazwie podobno Strongili – "okrągła", została w wyniku silnego wybuchu wulkanu zatopiona (powstała jedna z największych na świecie kalder o średnicy 10 km), pozostały tylko jej boczne fragmenty stanowiące dzisiaj wyspy.
          Nazwa Santorini pochodzi z XIII wieku od imienia św. Ireny (Saint Irene), poprzednie nazwy:
Kallisti, Strongili lub Tera/Thira (gr. Θηρα).

Historia
          Przed wybuchem wulkanu Thera istniała na wyspie rozwinięta cywilizacja (kultura minojska), której mieszkańcy opuścili w większości wyspę tuż przed wybuchem wulkanu – po wielkim trzęsieniu ziemi, które nawiedziło wyspę. Wybuch wulkanu przyczynił się prawdopodobnie również do znacznego zniszczenia położonej ponad 110 km (60 mil morskich) na południe Krety (pałac w Knossos). Współcześni badacze przypuszczają, że wybuch wulkanu i późniejsze jego zapadnięcie się na ok. 300-400 m pod powierzchnię obecnego poziomu morza spowodował powstanie olbrzymiej fali tsunami o wysokości dochodzącej do 200 metrów. Jedna z hipotez utożsamia zniszczenie wyspy z mityczną Atlantydą. Po katastrofie przez 300-500 lat wyspa była niezamieszkana. Ponownie zasiedlili ją greccy Dorowie.
          Obecnie na Santorynie (a przede wszystkim na głównej wyspie Thira) silnie rozwija się turystyka, która jest jednym z głównych źródeł dochodu. Główne miejscowości to min. Fira i Oia.

 Ciekawostki
          Santoryn jest znany z lokalnie produkowanego wina. Jednakże krzewy winne nie są uprawianie jako pnące (tak jak to ma miejsce na kontynencie), ale jako wolnorosnące, których pędy rozpościerają się na ziemi (co umożliwia lepsze wykorzystanie wilgoci porannej rosy).
z uwagi na sąsiedztwo wulkanu na większości plaż wysp Santorynu występuje wulkaniczny czarny (na niektórych czerwony) piasek. Jak w wielu częściach Grecji, większość budynków używa paneli słonecznych do podgrzewania wody bieżącej. Niedostatek źródeł słodkiej wody był powodem, dla którego na wyspie wybudowano odsalarnię wody morskiej. W budownictwie tradycyjnym lub stylizowanym na tradycyjne, obramowania okien i drzwi mają kolor ochry, co odstraszało owady. Dachy większości domów są półkoliste, co zapewniało lepszą cyrkulację powietrza – gorące powietrze nie gromadziło się pod sufitem. O zachodzie słońca na ścianach białych budynków odbija się czerwony kolor słońca, dlatego wyspa nazywana była kiedyś Wyspą Wampirów.


Fira
          Pierwszym punktem wycieczki była dawna stolica Santorini - Fira.:
białe domy, błękitne dachy, drzwi, okiennice i wąskie, zatłoczone uliczki ze sklepikami. No i coś niesamowitego - widok na centrum wulkanu - mała wysepka nad którą unoszą się opary siarki.
          Swego czasu zrealizowaliśmy jedno z naszych marzeń: zainwestowaliśmy w dobrą lustrzankę i akcesoria z nią związane. Dzięki temu wychodzą nam fantastyczne zdjęcia. Kiedy zobaczyliśmy fotki jakie zrobiliśmy - zaniemówiliśmy. Zgodnie podjęliśmy decyzję, że nie kupimy nawet 1szt pocztówki, skoro zdjęcia mamy takie, jak widokówki wystawione na stojakach za naszymi plecami.



      





       




          W czasie wolnym, zamiast kupować pamiątki, usiedliśmy w jednej z rodzinnych, greckich restauracyjek znajdującej się na dachu piętrowego budynku ze wspaniałym widokiem na centrum wulkanu, okoliczne wysepki i zbocze oklejone białymi domami z błękitnymi dachami, okiennicami i drzwiami. Zamówiliśmy sałatkę grecka, którą uwielbiamy, frappe coffee - za którą przepadamy, a dla dziecka - coca-cole i... upajaliśmy się prawie godzinę cudnym widokiem w ciszy i spokoju.




Ija
         Kolejnym punktem zwiedzania było  miasteczko Ija (Oia). To właśnie stąd pochodzą wszystkie zdjęcia, które oglądamy w folderach reklamujących Grecję.
Ludzie są tam przyjaźnie nastawieni i zadziwiające, jak dobrze znają język polski. Nawet osiołki nie są tak uparte jak u nas.
Cóż mogę więcej powiedzieć - bajeczne miejsce.... A Zuzi, robienie zdjęć wychodzi już - super!!!












          Ok 19:00 powrót na statek. Nauczeni doświadczeniem - w drodze powrotnej, przed wejściem na pokład - tabletka została połknięta i dziecko całą drogę grzecznie przespało. W hotelu byliśmy po północy -  zmęczeni - ale było warto.


Agios Nikolaos

          Zwiedzanie miasta było zabawne. Chodziliśmy zazwyczaj tymi samymi uliczkami. Znaliśmy sklepiki – gdzie i co jest w korzystniejszej dla nas cenie. Głównie szukaliśmy ziół do sałatki greckiej. Od lat - w rodzinie i wśród znajomych mamy umowę, że w ramach pamiątki z wyjazdu w te rejony przywozimy sobie zioła do sałatki greckiej. Nawet same pomidory posypane tą mieszanką ziół smakują zupełnie inaczej, wyjątkowo. Zakupiono sztuk 8.
          Co do naszych spacerów, to czasem udawało nam się zboczyć w małą, niepozorna uliczkę, gdzie można było zobaczyć życie codzienne Greków.
          Kanał, z zacumowanymi łódkami i żaglówkami był tak wspaniale wkomponowany w całość, że nie obyło się bez frappe w jednej z przybrzeżnych restauracji.
          Dla takich chwil warto lecieć taki kawał drogi.

Spinalonga

07 czerwca 2012r. - czwartek
          Postanowiliśmy sami - bez pośrednictwa naszych rezydentów - zorganizować sobie wycieczkę na wyspę trędowatych - Spinalonga. Popłynęliśmy małym statkiem - katamaranem - tym razem bez przygód.

           A teraz trochę historii:         

          Spinalonga – grecka wyspa położona na wschód od wybrzeża Krety niedaleko miasta Elounda. Wyspa powstała podczas trzęsienia ziemi, odłączając się od półwyspu o tej samej nazwie ok. 1500 r. p.n.e. W 1579 roku Wenecjanie zbudowali na wyspie fortecę na miejscu starego akropolu. Wenecjanie utracili wyspę w 1715 roku wskutek podbicia Krety przez Turków. W latach 1903 - 1957 na wyspie znajdowało się ostatnie w Europie leprozorium które służyło jak miejsce zesłań chorych na trąd. Obecnie wyspa jest niezamieszkana a ostatni jej mieszkaniec, ksiądz prawosławny opuścił wyspę w 1962 roku. Obecnie Spinalonga jest jedną z głównych atrakcji turystycznych Krety. Głównymi atrakcjami wyspy są wenecki fort, budynki leprozorium oraz greckokatolicka kaplica. Połączenie z wyspą gwarantują łodzie motorowe odpływające z miast Elounda oraz Agios Nikolaos.

                                              

 

     


          Sama wyspa zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie: fort-muzeum.
Niesamowite. Słuchając tak bogatej historii wyspy, można było oczami wyobraźni zobaczyć, jak to wyglądało kiedyś: budynki, ludzie, życie.

Podczas rejsu Zuzia „nawiązywała stosunki dyplomatyczne” z Maszką – małą turystką z  Rosji. Jednak to, co nas zadziwiło całkowicie - to to, jak dziecko oznajmiło, że od września chce się uczyć języka rosyjskiego!!! I cóż mogliśmy na tak stanowczą deklarację powiedzieć: „Dobrze kochanie. Jak wrócimy do domu, to poszukamy szkołę językową, która prowadzi zajęcia dla małych dzieci w taki sposób, jak masz prowadzony język angielski w przedszkolu.”. Widać było na twarzyczce Zuzi, że nasza odpowiedź ją usatysfakcjonowała i temat został zakończony. Ale nie myślcie, że na tym koniec.
Od tamtej pory, coraz częściej wspomina, że od września, to będzie miała po przedszkolu prócz lekcji baletu – zajęcia z drugiego języka. Masakra ! ! !


          Santorini i Spinalonga - to były jedyne wycieczki podczas naszego - pierwszego - pobytu na Krecie. Ze względu na problemy Zuzi z podróżowaniem, nie widzieliśmy sensu wypożyczania samochodu, aby zwiedzić tą piękną wyspę. Ale mamy zamiar tam wrócić. Celem ma być płaskowyż Lasithi, plaża Stavros, laguny, Wąwóz Samaria i inne miejsca, do których nie udało nam się dotrzeć w tym roku.


Jest to jedno z wielu miejsc na świecie,
które na zawsze pozostanie w mojej pamięci,
jako to naj...